Zawsze miałam problem z pakowaniem się na wyjazdy wakacyjne, które nie trwały dłużej niż kilka tygodni, wiec wiedziałam, że aby zapakować się na rok potrzebuje dużooo czasu i jeszcze więcej cierpliwości. Od lipca myślałam, co powinnam wziąć a do czynów przeszłam mniej więcej 5 dni przed wylotem. W sumie miałam do dyspozycji 31 kg (główny bagaż 23kg i podręczny 8 kg). Z tych 31 dla mnie zostało tylko 15 kg….
Moja duża walizka sama w sobie ważyła 5kg, mała 2 a do tego doszły jeszcze prezenty, które finalnie ważyły ponad 9kg. Musiałam więc być bardzo rozważna. W moje pakowanie było zaangażowanych
chyba z 7 osób. Bez nich nie dałabym rady.
Nie wzięłam w sumie dużo - tylko ubrania, bez których nie mogę żyć: 4 pary butów, ulubione kosmetyki i kilka rzeczy jak polaroid, zeszyt z moimi przepisami czy zapas leków na cały rok. Ledwo zapięłam walizki. Byłam obładowana jak tragarz.
Gdy na lotnisku przyszedł czas ważenia poczułam ten nieprzyjemny przypływ adrenaliny o 5:30 nad ranem. Trafiłam akurat na pana, który nie był zbyt uprzejmy...Główny bagaż ważył 24,5 kg, na co pan po namyśle powiedział, że udaje, iż tego nie widzi. Bagaż podręczny ważył aż 10kg. Upsss , to przecież tylko 4,5 kg nadwagi… Pan był bardzo oporny na argumenty, że jadę na rok i mam sporo prezentów takich jak wódka i ręcznie robione dżemy. Na to usłyszałam, że on też robi swoje przetwory i co z tego? Ale po długim namyśle puścił mnie wolno! Dobra, jednak nie był taki zły za co mu serdecznie dziękuje!. Po ważeniu cudem udało mi się dopchać 1kg krówek i pamiętnik z torebki, której nie byłam w stanie zapiąć.
CZAS RUSZAĆ
Musiałam wstać przed 4, wiec uznałam, że nie ma sensu w ogóle kłaść się spać. Jednak przed 3 ucięłam sobie krótką drzemkę.
Gdy się obudziłam nie dochodziło do mnie, co się dzieje, byłam oszołomiona i jakby nieobecna.
Około 4:45 miałam zastrzyk przeciw zakrzepowy, który zazwyczaj dostają starsze osoby. (Moc wrażeń od samego rana). Było to konieczne ze względu na leki, które biorę. Całą drogę na lotnisko pamiętam jak przez mgłę. Najgorsze w tym wszystkim było pożegnanie.... Łzy nie przestawały spadać na moje policzki przez bardzo długi czas.
W podróży spędziłam aż 22 godziny. Była to najdłuższa podróż w moim życiu. Lot był z przesiadkami - Warszawa-> Frankfurt-> Waszyngton-> Virginia. Do DC leciałam niecałe 9 godzin - jeśli mam być szczera, to po 6 godzinach miałam ochotę wyskoczyć z samolotu. Na szczęście udało mi się dotrwać. Trafiło mi się miejsce obok wyjścia ewakuacyjnego( co za szczęście!) Miałam mnóstwo miejsca dla siebie :)
Bardzo stresowałam się kontrolą imigracyjną. Jak patrzę na to z perspektywy czasu, to niepotrzebnie. Trafiłam na bardzo miłego pana, który rozmawiał ze mną z uśmiechem na twarzy, życzył mi powodzenia i wszystko najlepszego.
Lotnisko w Waszyngtonie jest tak gigantyczne, że ma nawet metro. Cieszyłam się jak małe dziecko w sklepie z zabawkami i cukierkami. Nie mogłam uwierzyć, że to nie był sen tylko RZECZYWISTOŚĆ.
Mój ostatni samolot miał opóźnienie. Czekając na samolot poznałam studentkę z Australii i przegadałyśmy cała podróż. Kiara jest studentką, którą jednocześnie jest świetną koszykarką. Dzięki swoim umiejętnościom otrzymała stypendium, które pokrywa wysokie koszty nauki, nie płaci nawet za akademik i książki.
Na lotnisku nie mogłam się doczekać spotkania z moją rodziną goszcząca! Po prawie 4 miesiącach w końcu się z nimi zobaczę. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odruchowo rzuciłam im się na szyję.
Po wylądowaniu próbowałam sobie uświadomić, że moja przygoda właśnie się zaczęła ale nawet teraz wydaje mi się to nierealne.
A tutaj relacja z naszej podróży! <3
https://www.youtube.com/watch?v=WtnTNveeMwI
to be continued...