niedziela, 4 września 2016

BUSCH GARDENS




    W ostatnią sobotę odwiedziliśmy Busch Gardens. Co to takiego?
Jest to park rozrywki z wieloma atrakcjami. Każdy znajdzie coś dla siebie, niezależnie od wieku. Dostępnych jest mnóstwo rozrywek zarówno dla dzieci jak i dla fanów mocnych wrażeń oraz adrenaliny- mam na myśli rollercoastery, które zapierają dech w piersiach.
 W całych Stanach Zjednoczonych są dwa parki- na Florydzie i w Virginii. Park jest ogromny wiec warto przeznaczyć cały dzień na zabawę. Byliśmy tam około 5-6 godzin i nie wiem nawet czy zobaczyliśmy połowę.
  Busch Gardens zmienia się wraz ze świetami. Na przyklad na kilka tygodni przed Halloween nabiera on tej strasznej atmosfery. Nie wiadomo co albo kto czai się za rogiem, można też jeździć na kolejkach nocą. Już niedługo będę miała osobiście doświadczyć tej mrocznej atmosfery- czekam z niecierpliwością!
   Jeśli tylko macie możliwość zabawy w BG- nie zmarnujcie takiej okazji!






sobota, 27 sierpnia 2016

PAKOWANIE I PODRÓŻ


Zawsze miałam problem z pakowaniem się na wyjazdy wakacyjne, które nie trwały dłużej niż kilka tygodni, wiec wiedziałam, że aby zapakować się na rok potrzebuje dużooo czasu i jeszcze więcej cierpliwości. Od lipca myślałam, co powinnam wziąć a do czynów przeszłam mniej więcej 5 dni przed wylotem. W sumie miałam do dyspozycji 31 kg (główny bagaż 23kg i podręczny 8 kg). Z tych 31 dla mnie zostało tylko 15 kg….

Moja duża walizka sama w sobie ważyła 5kg, mała 2 a do tego doszły jeszcze prezenty, które finalnie ważyły ponad 9kg. Musiałam więc być bardzo rozważna. W moje pakowanie było zaangażowanych
chyba z 7 osób. Bez nich nie dałabym rady.

Nie wzięłam w sumie dużo - tylko ubrania, bez których nie mogę żyć: 4 pary butów, ulubione kosmetyki i kilka rzeczy jak polaroid, zeszyt z moimi przepisami czy zapas leków na cały rok. Ledwo zapięłam walizki. Byłam obładowana jak tragarz.

Gdy na lotnisku przyszedł czas ważenia poczułam ten nieprzyjemny przypływ adrenaliny o 5:30 nad ranem. Trafiłam akurat na pana, który nie był zbyt uprzejmy...Główny bagaż ważył 24,5 kg, na co pan po namyśle powiedział, że udaje, iż tego nie widzi. Bagaż podręczny ważył aż 10kg. Upsss , to przecież tylko 4,5 kg nadwagi… Pan był bardzo oporny na argumenty, że jadę na rok i mam sporo prezentów takich jak wódka i ręcznie robione dżemy. Na to usłyszałam,                                          że on też robi swoje przetwory  i co z tego? Ale po długim namyśle puścił mnie wolno! Dobra, jednak nie był taki zły za co mu serdecznie dziękuje!. Po ważeniu cudem udało mi się dopchać 1kg krówek i pamiętnik z torebki, której nie byłam w stanie zapiąć.




CZAS RUSZAĆ
Musiałam wstać przed 4, wiec uznałam, że nie ma sensu w ogóle kłaść się spać. Jednak przed 3 ucięłam sobie krótką drzemkę.
Gdy się obudziłam nie dochodziło do mnie, co się dzieje, byłam oszołomiona i jakby nieobecna.

Około 4:45 miałam zastrzyk przeciw zakrzepowy, który zazwyczaj dostają starsze osoby. (Moc wrażeń od samego rana). Było to konieczne ze względu na leki, które biorę. Całą drogę na lotnisko pamiętam jak przez mgłę. Najgorsze w tym wszystkim było pożegnanie.... Łzy nie przestawały spadać na moje policzki przez bardzo długi czas.
W podróży spędziłam aż 22 godziny. Była to najdłuższa podróż w moim życiu. Lot był z przesiadkami - Warszawa-> Frankfurt-> Waszyngton-> Virginia. Do DC leciałam niecałe 9 godzin - jeśli mam być szczera, to po 6 godzinach miałam ochotę wyskoczyć z samolotu. Na szczęście udało mi się dotrwać. Trafiło mi się miejsce obok wyjścia ewakuacyjnego( co za szczęście!) Miałam mnóstwo miejsca dla siebie :)

Bardzo stresowałam się kontrolą imigracyjną. Jak patrzę na to z perspektywy czasu, to niepotrzebnie. Trafiłam na bardzo miłego pana, który rozmawiał ze mną z uśmiechem na twarzy, życzył mi powodzenia i wszystko najlepszego.

Lotnisko w Waszyngtonie jest tak gigantyczne, że ma nawet metro. Cieszyłam się jak małe dziecko w sklepie z zabawkami i cukierkami. Nie mogłam uwierzyć, że to nie był sen tylko RZECZYWISTOŚĆ.
Mój ostatni samolot miał opóźnienie. Czekając na samolot poznałam studentkę z Australii i przegadałyśmy cała podróż. Kiara jest studentką, którą jednocześnie jest świetną koszykarką. Dzięki swoim umiejętnościom otrzymała stypendium, które pokrywa wysokie koszty nauki, nie płaci nawet za akademik i książki.
Na lotnisku nie mogłam się doczekać spotkania z moją rodziną goszcząca! Po prawie 4 miesiącach w końcu się z nimi zobaczę. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odruchowo  rzuciłam im się na szyję.
Po wylądowaniu próbowałam sobie uświadomić, że moja przygoda właśnie się zaczęła ale nawet teraz wydaje mi się to nierealne.

A tutaj relacja z naszej podróży! <3

https://www.youtube.com/watch?v=WtnTNveeMwI





to be continued...








niedziela, 14 sierpnia 2016

PREZENTY

     Spora zagwozdka, nie mówię że nie. Prezenty dla mojej host rodziny zaczęłam zbierać na około 2 miesiące przed moim wylotem i powiem Wam, że słusznie zrobiłam nie odkładając tego na ostatnią chwilę. Miałam czas aby dokładnie przemyśleć co warto kupić i poszukać miejsc gdzie to wszystko znajdę.
       Każdemu z rodziny chciałam coś dać, wiec wyszło tego aż 8 kilo! Najwięcej oczywiście przypada dla Kristy,Krisa i Ani ale nie zabraknie też podarków dla moich host dziadków i host cioć ( dwóch sióstr Kristy). Mam sporo polskich specjałów takich jak Ptasie Mleczko, krówki, Delicje ale również domowej roboty dżemy, Wiśniówkę, bransoletki z grawerunkiem, koszulkę Warszawskiej Lali, koszulkę kibica w polskich barwach, ściereczki kuchenne z kujawskimi wzorami a do tego sporo zabawek i książeczek w języku polskim. Dlaczego po polsku? Ponieważ już za chwilkę będę nie tylko exchange student ale również stanę się nauczycielką języka polskiego w szczególności dla małej Ani! Trzymajcie kciuki abym się sprawdziła :)

sobota, 13 sierpnia 2016

WIELKI SZOK- CZYLI MOJA HOST FAMILY

          ... i otóż ta wiadomość odmieniła moje życie! To w sumie zabawne, jakie zmiany w życie człowieka mogą wprowadzić cztery słowa. Niepozorne "Hi! How are you?" rozpoczęło coś, w co nadal jest mi ciężko uwierzyć.Nigdy nie zapomnę tej deszczowej środy. Z wielkim zdziwieniem odpisałam "Good but do we know each other" i nastąpiło coś, czego ja i moja mama  (która odwoziła mnie wtedy do szkoły) nigdy nie zapomnimy. Otóż wielki pisk, krzyk i inne onomatopeje czyli,  moja reakcja  na kolejną wiadomość, która brzmiała "No but we might be your host family". Była dopiero 7:30 rano a już tak dużo wrażeń, jak na jeden poranek, prawda? A to był dopiero początek! Właśnie tego dnia  uzależniłam się od Messengera a właściwie od pisania z Kristą - moją potencjalną host mama, która podpatrzyła moje nazwisko na formularzu dla rodzin goszczących. Szybko znalazła mnie na FB i opowiadziała o sobie i niesamowitą historię swojej rodziny. Dosłownie po kilku dniach byłyśmy już ze sobą bardzo zżyte, tak jakbyśmy znały się od dawna. Ludzie wierzą w różne rzeczy, ale ja wiem, że to było nasze przeznaczenie! 
       Oczywiście nie mogło obyć się bez komplikacji. Problem był taki, że nie było pewności, że to właśnie  Oni zostaną moją Host Family. Teraz wszystko zależało od decyzji szkoły o przyjęciu mnie. Najgorsze było to, że już zrobiliśmy sobie ogromne nadzieje (ale w końcu nadzieja umiera, jako ostatnia!). Czekaliśmy na decyzję szkoły bardzo długo. Przyjmuje ona tylko nieliczną garstkę exchange students- słyszałam, że jest to jedna z lepszych szkół w stanie Virginia- dlatego też uważnie wybierają uczniów. Problemem było parę brakujących punktów, żeby spełnienia jej wymogi, ale na szczęście po kilku tygodniach zostałam oficjalne przyjęta. Co za ulga!
        Nie byłam już  w stanie wyobrazić sobie mojej wymiany z jakąś inną rodziną... Ado tego powiem Wam kolejną ciekawą rzecz. Mój kolega Kuba, który ostatnio wrócił do Polski po wymianie z YFU, był uczniem właśnie mojej przyszłej szkoły i bardzo ją zachwalał. Świat jest mały :)


                                           
      Teraz chciałbym Wam przedstawić pokrótce moją Host Family i ich historię.
 Będę mieszkać w Virginii niedaleko oceanu. Moja  Host Mama i Host Tata wychowują 5-letnią Anię, którą zaadoptowali z Lublina. Pewnie zastanawiacie się dlaczego akurat amerykańskie małżeństwo zdecydowało się na adopcję dziecka z Polski?
Otóż  dziadek Kristy urodził się w Białymstoku, podczas wojny uciekł z Auschwitz. Niestety jego wolność nie trwała zbyt długo. Został ponownie schwytany przez Niemców. Jednak los się do niego znowu uśmiechnął - gdy był już w drodze do obozu w Treblince- udało mu się uciec po raz kolejny. Wraz ze swoją żoną postanowili wyemigrować do USA. Tak więc mój host dziadek jest Polakiem wychowanym w Stanach Zjednoczonych, który zaraził patriotyzmem swoją rodzinę. Moja Host Family kocha Polskę. Wiem, że Krista wraz z Krisem chcieliby przeprowadzić się  do Polski.
Są spełnieniem moich marzeń i wszyscy nie możemy się doczekać mojego przyjazdu!

czwartek, 11 sierpnia 2016

POCZĄTKI

  O wymianie zaczęłam myśleć prawie dwa lata temu. Dość długo wyczekiwałam na ten wyjazd i przeszłam długą drogę aby być tu gdzie jestem więc nie mogę się doczekać! 

    Zdecydowałam się prowadzić bloga aby mieć pamiątkę z wyjazdu ale również żeby pomóc przyszłym exchange students. Sama pamiętam ile pomocy uzyskałam dzięki wpisom innych ludzi. Mam nadzieję, że w ten sposób ja również komuś pomogę :)

    O możliwości wymiany i istnieniu takiej formy szkolnictwa dowiedziałam się od Misi która na rok 2014/2015 pojechała do Stanów Zjednoczonych. To właśnie Ona obudziła we mnie chęć nowej przygody z nauką!

Jeszcze rok temu było to raczej tylko wielkie marzenie, coś nieosiągalnego i gdy powiedziałam o tym mojej rodzinie, to najpierw nie wzięli tego na poważnie ale z czasem mój pomysł spotkał się z ich akceptacją i podziwem. 
W wakacje 2015 roku wzięłam się za ten temat już całkiem na poważnie. Przez długi czas zastanawiałam się jaką organizację wybrać. Troszkę to zajęło, informacji szukałam u osób które są lub były na wymianie pisałam do wielu ludzi z całego świata i tak drogą dedukcji wybrałam Youth For Understanding (YFU).
      Dokumentów do załatwienia było od groma, dlatego trzeba uzbroić sie w cierpliwość.
Ale nie ma rzeczy niemożliwych wiec spokojnie! Najpierw jest rekrutacja wstępna w której należy uzupełnić podstawowe (lecz szczegółowe) informacje o nas dla YFU Polska która na ich podstawie decyduje czy zaprosić ucznia na rozmowę kwalifikacyjną w Poznaniu
Po zaakceptowaniu ucznia  należy uzupełnić  dokumenty już w języku angielskim dla YFU USA i znowu wybrać sie do siedziby YFU Polska na test językowy.

      Miałam dość nietypową sytuację i nawet teraz ciężko jest mi w nią uwierzyć. Otóż po wysłaniu już wszystkich dokumentów do Stanów dostałam maila, że niestety ale YFU USA nie akceptują mnie i nie mogę pojechać na wymianę. Powodem była moja dysleksja, dysortografia, jedna ocena dopuszczająca (przy średniej 4.0) i specjalna dieta wyznaczona przez lekarza.
Powiem Wam że właśnie wtedy gdy straciłam to na co tyle czekałam, poczułam ile to tak naprawdę dla mnie znaczyło. Uznałam, że się nie poddam. Z moją Mamą i YFU Polska walczyliśmy do upadłego o swoje. To była walka o spełnienie marzeń...
Jak nam poszło? Zwycięstwo! Udało się! YFU USA napisało, że ponownie powoła komisję która rozpatrzy moją kandydaturę. Po dosłaniu kilku dokumentów oficjalnie dowiedziałam się, że mnie przyjęli. Byłam przekonana  że nikt nie będzie mnie chciał przez moją dietę, że każdy będzie uważał mnie za problem i długo będę czekać na amerykańską rodzinę chcącą mnie ugościć.
Mniej więcej po 2 tygodniach dostałam propozycje zakwaterowania w Nowej Anglii. Była to starsza wdowa mieszkająca w Massachusetts czyli trafiła mi się tak zwana rodzina niestandardowa - ode mnie zależało, czy zgadzam się na tę rodzinę, czy nie. Miałam tydzień na podjęcie decyzji. Najpierw wpadłam w euforię, że jednak ktoś mnie chciał i to tak szybko! Jednak potem pomyślałam, że nie jest to właśnie to czego chciałam i na dodatek  Pani może być wszystko jedno kogo bierze (więc mieliby problem z głowy). Po długiej walce z myślami  zrezygnowałam z tej lokalizacji, mając nadzieję, że los ponownie szybko się do mnie uśmiechnie.
Martwiłam się, czy nie podjęłam zbyt pochopnej decyzji, na jaką rodzinę goszczącą trafię i gdzie będzie mi dane spędzić kolejny rok życia, aż w pewny deszczowy poranek dostałam wiadomość na Facebooku...